…Od kilu dni pada deszcz, a gdy przestaje mocniej padać to zaczyna się mżawka. W ogrodzie wszystko moknie i kurczy się od braku słońca. Podczas takich dni uciekam do słonecznych wspomnień, aby jakoś przetrwać.
Podczas naszego pobytu w Lyonie też często padał deszcz, ale bywały dni pełne słońca i ciepłego wiatru. Wtedy pakowaliśmy kosz, który pożyczaliśmy od naszej Anny i ruszaliśmy na piknik. Tym razem nasze menu było naprawdę bogate. Od zupy aż po deser ;-) Kosz piknikowy był ciężki i pełen francuskich smakołyków.
I tak potrafiliśmy spędzić pół dnia. W cieniu starego drzewa, z winem, pysznymi serami, dzień mijał błogo i spokojnie. Zielony skwerek przy Place Bellevue był cichy i uroczy, a proste i świeże jedzenie, które zostało przyrządzone z lokalnych składników było niczym wielka uczta. Nikt na nas nie zwracał uwagi. Nikt nawet nie spojrzał na nasze gorące słoiczki z domową zupą. We Francji to jest normalne. Pod chmurką można smakować małe i duże przekąski, które dopełnione będą winem i serem (bien sûr). To lubię!

Place Bellevue i nasz kosz piknikowy, z ekologicznym chlebem, który kupiliśmy po drodze w mojej ulubionej piekarni.

Deser Bonne Maman – Tarte Citron.
U zbiegu ulic – nasze miejsce.
Marynarka pod piknik?

Jedząc pyszną sałatkę myślałam sobie o tym, że jutro pójdę na targ i kupię białe rzodkiewki, kilka sałat, karczochy i szparagi.
Wiosenna sałatka w słoiku po dżemie.

Jedliśmy nieśpiesznie w cieniu drzewa. W torbie, którą dostałam od Anny książki, które czytaliśmy po jedzeniu.
Oczywiście Fleur de Sel oraz kawałek sera Conte. Uwielbiam!
Krem ze szparagów był przepyszny. Dalej myślę o warzywach. Mangold czeka na jutro!
Po pikniku poszliśmy na espresso. A jakże!
Podobne wpisy: